Przejażdżka Route 66.

Zachodnie stany USA, to nie tylko ciekawe, słoneczne miasta Kalifornii, ale przede wszystkim Parki Narodowe! Pierwszym, do którego się udaliśmy był Joshua Tree, położony na pustyni Mojave. Jego główną atrakcją są porastające ten obszar krzewy z rodzaju jukka krótkolistna. Nazwa wzięła się z tego, że pierwszym osadnikom przypominały one ramiona modlącego się proroka, wzniesione ku niebu 😉 Park (jak większość w USA) jest ogromny, wytyczono w nim sieć dróg, więc zwiedza się go poniekąd…samochodem 😉 Innym przeciekawym zjawiskiem w tym rejonie są surowe, skręcone skały, które ukształtowały się tu przed milionami lat. Wszystko to tworzy fajny klimat i mimo silnego wiatru z przyjemnością chłoniemy kolejne krajobrazy.

Nasza objazdowa część tej wyprawy przewiduje pokonanie 3 tyś km, w tym przejechanie kawałka słynnej Route 66. Jedziemy przez straszne pustkowia, drogami prostymi jak strzała, a nasze emocje zaczynają sięgać zenitu. W końcu wjeżdżamy na „drogę matkę” w miejscowości Amboy, gdzie mieści się zjawiskowy motel „u Roy’a”. Czujemy wzruszenie, co jest co najmniej dziwne; przecież to tylko stara droga z wątpliwej jakości asfaltem 😉 Po przejechaniu może 20 km napotykamy znaki: „droga zamknięta”, „objazd” i to by było na tyle… Musimy udać się grzecznie na autostradę, gdyż akurat w tym miejscu były roboty drogowe 😂😉😂 I weź tu planuj sobie wyjazd z przed komputera, a życie w podróży i tak napisze ci swój scenariusz 😉 Oczywiście ironizuję, bo po dłuższej chwili wracamy na 66 i szczególnie postój w miasteczku Oatman wynagradza nam chwilowy zawód…Znaleźliśmy się na prawdziwym dzikim zachodzie! Miasto powstało podczas gorączki złota i jak tylko się ona skończyła zostało opuszczone. Pozostały jednak wspaniałe budynki, oraz przechadzające się po miasteczku osiołki, które są teraz atrakcją turystyczną 😁 Dalej droga wije się niemiłosiernie przez górzyste rejony Arizony i w końcu już po zmroku dojeżdżamy do kolejnego miejsca noclegu, które nas zaskakuje…o czym następnym razem! 😁