Dolina Śmierci. Piekło na ziemii.
Wyruszyliśmy z Vegas zatankowani pod korek, gdyż w Dolinie Śmierci (do której zmierzaliśmy) jest tylko jedna stacja benzynowa, która życzy sobie ponad 8 $ za galon (1,5 razy więcej niż normalnie!). Warto być przygotowanym do podróży! 😁 Jechaliśmy przez kompletne pustkowia, w strasznie surowym krajobrazie, który jednak miał w sobie coś mistycznego… Death Valley National Park, to najsuchsze miejsce w Ameryce i jedno z najgorętszych na ziemii! (gdzie w lipcu 1913 r. zanotowano 56,7 stopnia Celsjusza, co stanowi światowy rekord temp. powietrza). Punkty widokowe są troszkę oddalone od siebie, dzięki czemu można obserwować różne elementy krajobrazu tej depresji, otoczonej przez wysokie góry (stąd taki klimat). Deszcz nie pada tu niemal wcale, a wilgotność wynosi średnio 1 %, przez co występują zadziwiające zjawiska, jak popękana ziemia, czy słone jeziorka. Podczas naszej wizyty przy najniższym punkcie (86 m p.p.m) było jakieś 35 stopni, a słońce prażyło niemiłosiernie (mamy dopiero kwiecień). Przez całe zwiedzanie pochłonęliśmy dwa galony wody i nie są to żarty; trzeba mieć ze sobą zapasy zarówno wody, jak i paliwa, bo to kompletne odludzie z minimalną infrastrukturą, do której i tak trzeba sporo dojechać. Miejsce jest tak unikatowe, że nie wiem jaki ignorant mógłby rzec „nie podoba mi się”, a już prawdziwy fan przyrody na pewno będzie tak jak my – zachwycony 😉
Tego dnia przejechaliśmy bardzo dużo km, żeby wieczorem dotrzeć do kolejnego noclegu, w mieście Bakersfield (blisko do kolejnego parku). Wiele razy korzystaliśmy już z Airbnb, ale takie cuś trafiło nam się po raz pierwszy! Para azjatyckich emigrantów (lekarzy), wynajmuje 2 pokoje w swoim przepięknym domu, na przedmieściach. Wiecie, w takim z podjazdem, koszem do gry i pięknym, małym ogrodem – takie wyobrażenie Ameryki, jakie pewnie wszyscy mamy, a my troszkę nieświadomie na chwilkę tak zamieszkaliśmy. Wspominam o tym, jako ciekawostkę, co można spotkać na swojej podróżniczej drodze. My np. nie rozumiemy, że zamieszkaliśmy u kogoś w domu (właściwie willi), dali nam miejsce w garażu i lodówce, a rano robiłem kawę w ich kuchni. Dziwny jest ten (amerykański) świat 😉