ROUND THE AMERICAS,  W TRASIE

3. Wyspa nieoczywista – Ilha Grande

W porcie.

Opuszczaliśmy niezwykle ciekawe Rio de Janeiro z nosami przy szybie autobusu. Tu Maracanã, tuż obok Sambódromo, tam już „dziadki” dyskutują przy piwie (pewnie o polityce, o 11 rano) – przecież w tym mieście można siedzieć i tydzień! Moja reporterska natura cały czas jednak kminiła, co by Wam tu jeszcze opowiedzieć…No jak to co!? Przecież nic jeszcze nie było o żarciu i piciu!😁😉😂

Ryż i fasola, to baza dań obiadowych.

Zajadamy się przepysznymi, dojrzałymi, tanimi owocami, jak choćby mango, papaja czy melon. Soki z nich można kupić co krok. Narodowa potrawa to ryż z sosem z czarnej fasoli, do tego frytki i w zależności od upodobań, jakieś mięso lub ryba. Bardzo smaczne i syte. Co ciekawe w restauracjach rozróżnia się menu dla jednej, lub dwóch osób 😉 Poza tym rożnej maści fast food, czy też przekąski zwane tu „lanches”. Mięska Adze średnio podchodzą, więc już pewnie nie odważymy się na słynne, brazylijskie, kultowe wręcz churrasco. Ta potrawa z grilla nie jest tania, ale spróbuję jeszcze popracować nad małżonką 😉😁 Brazylijczycy ubóstwiają piwo! Piją je wszędzie i ciągle 😉 My (starzy wyjadacze) nie bylibyśmy w stanie dotrzymać im kroku 😉 Dlatego skupiliśmy się na czymś zupełnie innym, a mianowicie – Caipirinhi! To drink na bazie mocnego alkoholu (cachaca- coś jak bimber), z brązowym cukrem i mnóstwem limonki. Prze-py-szne! 😉 W wersji ze świeżymi owocami – capifruita, to już absolutnie niebo w gębie! Jest to troszkę symbol tego kraju, choć jest ich znacznie więcej 😉

Caipifruta z marakują i truskawką 😉

Po 3 godzinach jazdy i 40 min na łódce – z plecakami na kolanach, w strugach deszczu i jak na złość bez daszku w tej części łajby, docieramy na wyspę. „Zachciało się tropików psia blać” – wycedziłem przez zziębnięte zęby i zeszliśmy na ląd, czym prędzej szukając schronienia. Chyba nigdy tak nie zmokliśmy, a to było dopiero preludium…

W drodze na wyspę…
Ilha Grande
Piękne kolory.


Ilha Grande leży w stanie Rio de Janeiro. Jak sama nazwa wskazuje, jest dużą, tropikalną, bardzo górzystą wyspą. Z pięknymi plażami, lagunami, zatoczkami, jak również trasami trekingowymi. To urlopowe, weekendowe miejsce dla wielkich aglomeracji Sao Paulo i Rio de Janeiro. Byliśmy jednymi z niewielu obcokrajowców, co bardzo nam odpowiadało. Zamieszkaliśmy na 3 noce w Pousadzie (pensjonat), prawie na końcu miasteczka (cały czas stromo pod górę). Abraão, to miejsce gdzie skupia się większość wyspiarskiego życia. Nie ma tu dróg, samochodów, nawet zaopatrzenie z przystani jest przewożone wózkami, za pomocą ludzkich mięśni. Tak ma chyba po prostu być i tworzy to bardzo specyficzny, ciekawy klimat.

Owoce jacfruit tuż obok pokoju.
Plaża w Abraão.
Niezwykle zielona Ilha Grande

W naszym pensjonacie czujemy się niemal jak w dżungli. Tropikalny ogród i wartki strumień, plus odgłosy ptaków: spaliśmy jak niemowlaki.
Mieliśmy spędzać czas bardzo aktywnie, ale lało niemiłosiernie przez 3/4 naszego pobytu! Wilgotność na takiej wyspie jest nie do opisania. Co więc robić, gdy pogoda krzyżuje plany? Działać! Przeszliśmy miasteczko i jego okolice wzdłuż i wszerz, chłonąc klimat lasu (o ironio!) deszczowego 😉 Plaża, nawet ta miejska ma swój urok, więc gdy tylko ustawało (żeby zaraz wrócić ze zdwojoną mocą😂), spacerowaliśmy jak Mitch i Pamela…w pelerynach 😁😂😉 Odwiedziliśmy wiele, oj wiele rożnej maści knajpek, w jednej jedząc pyszny, lokalny lunch. W końcu zasięgając miejscowego języka (serio wszystko na migi i gesty), postanawiamy zaryzykować i kupujemy wycieczkę na kolejny dzień. Pogoda miała być…lepsza.

Dzień ten był jednym z najdziwniejszych w naszym podróżniczym życiu 😉 Wstajemy – piękne słońce, śniadanko, ale coś jest z obojgiem nie do końca jak należy…😬 Staramy się robić swoje, ale ewidentnie coś nam leży na wątrobie. Sami wiecie jak się pływa po oceanie z żołądkiem w gardle 😂😉 Do tego po pół godzinie od wypłynięcia zaczyna oczywiście padać. Deszcz, wiatr i pędząca motorówka, nie no cudowna wycieczka po błękitnych falach oceanu 😉 Całe szczęście pogoda świrowała tego dnia w obie strony, więc były też fajne momenty. Nam już było wszystko jedno, więc nawet popływałem w brazylijskim Atlantyku. Mimo wszystko uważamy, że wyspa jest zjawiskowa i absolutnie nie żałujemy tej wizyty. Na pogodę wpływu nie mamy, a podtrucie pokarmowe to na pewno żarcie, a nie mix caipirinhi z piwem i rumem!!! 😁😬😂😉

Wycieczka w głąb lasu 😉
Salut! 😉
Klimat po deszczu!
Caipirinha klasyczna i ja…po kilku 😁😂😉

Leave a Reply