6. Z Ameryki…do Ameryki – Houston mamy problem.
Być w Chile i nie skoczyć w Andy byłoby grzechem. Wyprawa jest solidna, bo wycieczka najpierw zbiera ludzi po tym wielkim mieście, potem je w korkach opuszcza, żeby wjechać w górskie serpentyny. Szybko jednak się okazuje, że warto wstać skoro świt 😉 Chile, jak wiele innych krajów, ma bolesną historię (o czym przekonujemy się podczas każdej podróży). Zatrzymujemy się w miejscu niezwykle ważnym dla Chilijczyków – tunelu… Zbrodniarz, dyktator Augusto Pinochet mordował w nim każdego kto próbował przeciwstawiać się systemowi. Specjalnym wagonem wjechało do tunelu i już nigdy nie wyjechało ok. 50 tyś ludzi ☹️☹️☹️ Miejsce zadumy i zawsze warto będąc w danym kraju wiedzieć o nim coś więcej niż tylko turystyczne bzdety.
Wspinamy się co raz bardziej, aż naszym oczom ukazuje się miejsce niezwykłe – Embalse el Yeso. Ta położona na 2600 m n.p.m laguna, o pięknej turkusowej wodzie zniewala widokiem. Ten potężny, sztucznie stworzony w latach 60-tych zbiornik wodny, zapewnia wodę pitną dla całego Santiago! Spędzamy tam miłe chwile między innymi piknikując z winkiem i przekąskami, po czym przychodzi czas pożegnać się z Chile. To były szybkie, intensywne i piękne 3 dni. Nie mówimy jednak do widzenia, gdyż wrócimy na pewno – Patagonia i Atacama czekajcie na nas! 😉
„To która jest teraz właściwie godzina do cholery, bo już mi się wszystko miesza?!” – ewidentnie padnięta po nocnym locie Aga, próbowała ogarniać nową rzeczywistość 😉😁 Nie wiemy czy to nasze co raz częstsze wizyty w USA (i grzeczne ich opuszczanie), czy też jesteśmy już w systemie prześwietleni, ale strażnik graniczny prawie o nic nie pytał, nawet nie zerknął do wizy i już byliśmy w Teksasie! 😉 Gęby nam się cieszyły niezmiernie, gdy po kolejnych kilkunastu minutach siedzieliśmy w naszym Chevrolecie Malibu, którego wypożyczyliśmy na całe 24 h 😂 Nie było innego wyjścia; w Houston mieliśmy do odwiedzenia 2 miejsca i żeby wam uzmysłowić wielkość USA powiemy tylko, że zrobiliśmy 300 km, w aucie spędzając 3 godziny…
Pierwsze kroki tradycyjnie kierujemy do…Wallmart’a, robiąc zakupy na cały dzień. Nie ma to jak świeży donut na początek wizyty! 😁
Centrum kosmiczne NASA w Houston, to miejsce tak ikoniczne, że chyba bardziej się nie da. Gdy tylko zobaczyłem, że jest możliwość powrotu do domu przez Texas, już wiedziałem, że chcemy tu być! Spędziliśmy tam 4 h, ale spokojnie możnaby i cały dzień. Cała historia lotów Apollo, lądowanie na księżycu, Mars, międzynarodowa stacja kosmiczna. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać! Coś niesamowitego!
Oryginalne eksponaty, mnóstwo wystaw, a do tego wizyta w hangarze gdzie powstają najróżniejsze nowinki techniczne i szkolą się astronauci! Jak brzmiał napis na wejściu…od połowy lat 80-tych każdy astronauta w USA przeszedł przez ten hangar…szok! Do tego była możliwość dotknąć skałę przywiezioną z Księżyca i z Marsa! To było jedno z najlepszych doświadczeń jeżeli chodzi o „muzea” (bo nie wiem do jakiej kategorii to zaliczyć). 25 $ za tyle możliwości poznania kosmosu od strony najlepszych, uważam za rewelację i wcale nie chciałem stamtąd wychodzić ☹️
Słynne „Houston mamy problem” i Toma Hanks’a miałem cały czas przed oczami, latając podniecony jak dzieciak między kolejnymi salami 😉
Jednak czas było jechać do kolejnej miejscówki – Houston Premium Outlets 😁😉😂 No co? Być w USA i nic sobie nie kupić?! 😉
Łatwo nie było, tyle tylko powiem. Poprzedni dzień w Andach, nocny lot, od rana w auto i teraz zakupy…ale daliśmy radę! Chociaż przy sobocie tłum był niesamowity. Ceny w Teksasie lepsze niż w Californii, więc coś tam pokupowaliśmy i udaliśmy się na zasłużone 6 godzin snu 😉 Maraton trwał w najlepsze, a przed nami jawił się finisz. Nie byle jaki finisz…!