Peru – Rozdział 8: W poszukiwaniu autentyczności na jeziorze Titicaca.
Dwa tygodnie w Peru minęły bardzo szybko. Dzieje się tyle, że nie nadążamy relacjonować ? Wstajemy bardzo wcześnie: czasami (tak jak dziś) przed 4, gdyż tyle zajmują dojazdy do różnych, spektakularnych miejsc.
Dziś opowiemy troszkę o słynnym jeziorze Titicaca, czyli najwyżej położonym, żeglownym jeziorze świata! (3812 m n.p.m). Zwane jest ono również andyjskim morzem, ponieważ jest tak ogromne…
Puno, to największa metropolia, położona tarasowo na zachodnim brzegu. Miasto, jak miasto; typowy peruwiański folklor do którego już się przyzwyczailiśmy. Każdy coś sprzedaje, załatwia, konsumuje w jednym z niezliczonych, tanich barów. Auta trąbią, jeżdżąc nie zważają zbytnio na przechodniów ? Ulice tętnią życiem od rana, do nocy. Jest gwarno, kolorowo, tak po prostu- latynosko ? Poza tym- główny plac (musi być!), punkt widokowy i dużo włoskich (nie wiedzieć czemu..) knajp. ? Puno słynie również z wielkiego festiwalu (na początku lutego), który jest transmitowany na cały kraj. Warto jeszcze wspomnieć, że w tych rejonach używa się 3 języków! Ajmara, Keczua (inkaski) i hiszpańskiego.
Zostawiamy jednak miasto i ruszamy popływać (łódką oczywiście) ?
Wyspy Uros, to jedno z bardziej rozpoznawalnych miejsc Ameryki. A dlaczego? Otóż są to pływające wyspy z trzciny! Jest ich ponad 40, a zbudowane są z totory (trzciny), której pełno przy brzegach. Mieszka na nich ok. 150 rodzin. Są przytwierdzone do dna, ale w każdej chwili można „odcumować” ? Indiański lud Uro (teraz już wymieszany etnicznie), w ten sposób mógł przenosić się z miejsca na miejsce, unikając konfrontacji z wrogami. Wyspy wymagają nieustannej pracy, gdyż budulec gnije, więc cały czas trzeba dokładać kolejne warstwy żeby w końcu nie utonąć z całym dobytkiem…? Z trzciny zbudowane są również łodzie i proste domy.
Obecnie jest to jeden wielki skansen dla masowej turystyki, więc odczucia mamy mieszane. Z jednej strony miejsce niesamowite i faktem jest, że oni tak nadal żyją, a ty możesz to zobaczyć. Z drugiej zaś, to troszkę takie wyciąganie kasy od turysty, wręcz nachalne, które sprawia, że ta autentyczność znika. Zaśpiewamy ci piosenkę- płać, pokażemy dom- chodź kup nasze produkty, pieczątka do paszportu- płacisz. Mimo wszystko warto było spędzić tam kilka godzin, bo to spora społeczność i wystarczyło wytężyć wzrok, żeby dostrzec wartościowe obrazki. Mamy nadzieje, że udało się to uchwycić na zdjęciach.