PERU,  W TRASIE

Peru – Postscriptum 4: Tańczący z Indianami.

Poziom naszej ekscytacji narastał z każdą kolejną, intensywną godziną spędzoną w dżungli. W 2 dni upchnięto tyle „atrakcji”, że każdy znalazłby coś dla siebie..Po porannym spacerze i śniadanku, wsiedliśmy ponownie w naszą łajbę i popłyneliśmy 30 min na spotkanie z rdzennymi mieszkańcami tych rejonów – Indianami Yagua. Plemiona zamieszkują tereny na pólnoc od Iquitos, aż po Kolumbię. Szacuję się, że jest ich ok 6 tyś, ale kto to wie tak naprawdę..Posługują się swoim własnym językiem (yahua), choć oczywiście znak czasów sprawia, że mówią także po hiszpańsku. Są przyjaźnie nastawieni do turystów, choć nie wszyscy…Głeboko w dżungli, w Kolumbii, żyje plemię, które absolutnie stroni od „białych”. Są odcięci od świata, agresywni i nie życzą sobie ingerencji w ich świat. Z opowieści Edgara (naszego przewodnika) wiemy, że jeden przewodnik zapuścił się w ich rejony i…już nie wrócił…
Spotkanie nie odbywa się w wiosce Indian, lecz w specjalnie stworzonym miejscu, tuż przy rzece. Wioska leży 30 min w głąb lasu i najwidoczniej autochtoni nie życzą sobie żeby tam zaglądać…
Wysiadamy z łódki i ruszamy żwawym krokiem, zaciekawieni co zastaniemy. Edgar wytwarza specificzną, tajemniczą atmosferę, nawołując z daleka słowami języka miejscowych 🙂
Nasze plemię Yagua okazało się bardzo sympatyczną społecznością. Wódz i najstarsza kobieta przywitali się z nami, po czym przystąpili do przygotowywania pokazu 🙂 W międzyczasie młodsi członkowie rozstawili swoje „kramiki” z rękodziłem, a my jako dociekliwi turyści wzięliśmy Edgara „na spytki” 🙂 🙂 On sam widząc nasze zainteresowanie bardzo dużo nam opowiedział. Z ważniejszych ciekawostek zapamiętałem m.in.: Wódz jako jedyny może mieć 5 (!!) żon, cała reszta to monogamiści 😉 Starszyzna nadal chodzi w tradycyjnych strojach (na zdjęciach), bo tak się wychowali i tak im wygodnie. Natomiast młode pokolenie siłą rzeczy ubiera się już normalnie, a na nasz pokaz przywdziali stroje „ludowe” 😉 Żyją w odosobnieniu, rzadko udając się do cywilizacji. Uprawiają ziemię, łowią ryby, polują i tworzą rękodzieło. Kontakt z turystami na pewno poprawia ich jakość życia, bo mogą sobie troszkę „dorobić”. Największą ciekawostką jest fakt, że rząd Peru wprowadził dekret, że wszyscy małoletni, rdzenni mieszkańcy Amazonii mają bezpłatną i ułatwioną naukę przez cały wiek dorastania! Do tego stopnia, że młody Yagua może udać się na jakąkolwiek uczelnię wyższą i zostanie przyjęty bez egzaminów! Fajne i godne pochwały, ale co z tego, skoro mało kto z tego korzysta..Oni wolą żyć w lesie, na własnych warunkach i można to też poniekąd zrozumieć…

„Ja się z nią kiedyś ożenię! Ona jeszcze tego nie wie, ale zrobię to!” – zażartował Edgar o młodej, ślicznej Indiance, którą Aga sfotografowała, a nas przeszła myśl, że dziewczyna nawet sobie sprawy nie zdaje (i dobrze), co z taką urodą mogłaby „zdziałać” w naszym, jakże innym świecie…
Opowiemy wam jeszcze jedną scenkę jaką widzieliśmy: mała dziewczynka (4-5 lat), targająca mamę po głowie. Sam Edgar nas zagaił z trudem powstrzymując śmiech: „zobaczcie, widzicie co ona robi?? My: bawi się jak to dziecko. Edgar: Nie, nie! Ona dłubie matce we włosach, wyszukuje wszy (!!!) i je zjada!” Popatrzyliśmy najpierw na siebie, potem na tę scenkę i faktycznie tak było…Cóż mogę napisać…różnice kulturowe jakich doznajesz w czasie podróży czasami szokują bardziej, a czasami mniej…no co, dziewczynka potrzebowała białka, to sobie je znalazła 🙂 😉
Sam pokaz polegał na śpiewie ludowych piosenek, tańcu do którego zostaliśmy zaproszeni, oraz strzelaniu z dmuchawki, tak jak robi się to od tysięcy lat…Udało nam się nawet trafić w tarczę, więc wstydu nie było! 🙂
Rękodzieło, które zaprezentowali Yagua było naprawdę bardzo ładne i dobrej jakości. Oczywiście z materiałów ofiarowanych przez dżunglę. Zakupiliśmy kilka bransoletek (w tym jedna ze skóry anakondy!) i rewelacyjną maskę, płacąc za wszystko 50 soli (50 zł). Ceny jak najbardziej uczciwie, za pamiątkę z takiego spotkania…
W tym miejscu dochodzimy do kwestii podróżniczo-moralnych. Czy byliśmy faktycznie na spotkaniu z „native people”, czy może jednak w cyrku…? Zdania w tej kwestii wśród podróżniczej braci są zapewne podzielone. Zdawaliśmy sobie sprawę jak może wyglądać taka wizyta i pewnie dlatego nie byliśmy rozczarowani. A mogę nawet powiedzieć, że nam się podobało. Zobaczyłem i pobyłem z rdzennymi mieszkańcami tych fantastycznych rejonów, dowiedziałem się dużo o tym jak żyją. A że nie mieszkałem z nimi i nie polowałem ;)….no cóż – jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma 🙂
A już na poważnie: można oczywiście zorganizować wyprawę w głąb dżungli, do „prawdziwych” autochtonów, ale…jest to czasochłonne i bardzo, bardzo drogie. Nie mogliśmy sobie na to w tej chwili pozwolić, ale kto wie…apetyt rośnie w miarę jedzenia…:-)

PS: Za to w drodze powrotnej widzieliśmy stado delfinów!! Szarych, bo w Amazonce żyją jeszcze różowe (!) – poglądowe zdjęcie autorstwa Edgara załączamy. My mamy tylko filmik z naszymi szarymi 🙂 Cudowne spotkanie z tymi fantastycznymi zwierzętami! 🙂 Jako ciekawostkę dodam tylko, że te sympatyczne ssaki mają w Amazonce super życie – spokój, są darzone szacunkiem i nie poluje się na nie absolutnie.

Leave a Reply