Peru – Postscriptum 8: Wyspa Taquile.
Płynąc po jeziorze Titicaca czuliśmy się jak na pełnym morzu. Opuściwszy trzcinowe wyspy Uros, zostaliśmy sami z tym ogromem wody i pustką na horyzoncie. Gdy do tego przypomnisz sobie, że jesteś na wysokości 3800 m n.p.m, to powstaje do prawdy zjawiskowa sytuacja…
Nasz kolejny cel, to oddalona o 35 km (1,5 h) wyspa Taquile. Przyzwyczailiśmy się już, że w tym niezwykłym kraju wszędzie gdzie się udamy spotka nas coś ciekawego, innego niż w poprzednim miejscu. Nie inaczej było tym razem. Po zejściu z łodzi czekała na nas delegacja miejscowych wraz z szefem społeczności, który zdezynfekował wszystkim ręce i zmierzył temperaturę (!!) – taka oto sytuacja, gdzieś na końcu świata 😉 Wyspa nie jest duża, można ją dość sprawnie zwiedzić spacerkiem. Nam od razu skojarzyła się z jakąś europejską, morską wyspą typu np. Sardynia, czy Rodos 🙂 Pewnie dlatego, że jest zielono, górzyście, a słońce na tej wysokości praży jak szalone. Mieszkańcy (ok 2 tyś), to niezłe oryginały. Porozumiewają się w języku keczua, żyją z rolnictwa i łowienia ryb, oraz oczywiście turystyki. Ale najciekawsze jest wpisane na listę dziedzictwa UNESCO miejscowe rękodzieło. Wyroby tkackie są uważane za znakomitej jakości, a żeby było śmieszniej na drutach robią głównie panowie!! 🙂 Faceci noszą tradycyjne czapki i w zależności od tego czy jest się kawalerem czy żonatym, czapka ma odpowiedni kolor. Single mają takie z przewagą białego 😉 Miejscowi żyją według pradawnych zasad: „nie kradnij, nie kłam, nie bądź leniwy”. Jest to przestrzegane do tego stopnia, że na wyspie nie trzyma się psów, gdyż wśród uczciwych ludzi, nie muszą one pilnować obejść – logiczne, nieprawdaż? 😉 Żeby jeszcze bardziej zobrazować różnice w kulturze opowiemy o innym wyspiarskim zwyczaju. Otóż zawieranie związków małżeńskich odbywa się bez zbędnych ceregieli… Zagadnięta w tej kwestii niewiasta, niemal natychmiast odpowiada „tak” lub „nie” 🙂 Tradycyjne domy są z kamienia, podobnie jak bardzo ładne „chodniki”, gdyż na wyspie nie ma żadnych pojazdów. Poobcowaliśmy troszkę z miejscowymi, pospacerowaliśmy między wioskami, zjedliśmy pyszny lunch (pstrąg z jeziora) i tak minęło nam te kilka godzin. Rozrzedzone powietrze i górzysty charakter sprawiają, że spacer wymaga lekkiego wysiłku, natomiast widoki rekompensują wszystko. Szczególnie fotki z drona oddają to co czuliśmy. No normalnie wyspa na morzu… zwanym górskim jeziorem Titicaca! 🙂