Peru – Rozdział 3: O tym jak łowiliśmy piranie.
W tej części świata wszystko kręci się wokół Amazonki. Potężne rybołóstwo, transport ludzi do wiosek rozsianych wzdłuż rzeki, jak również przewóz obfitych plonów ofiarowanych przez dżunglę. Nasza dwudniowa wycieczka do lasu, to 2-godzinne odpłynięcie (przynajmniej częściowo) od cywilizacji. Lekko zakręcony, starszawy Hiszpan zbudował jedną z kilku lodż (ang. lodge), jak nazywają tu obozowiska dla turystów. Warunki są skromne: prąd z agregatu tylko przez kilka godzin, zero zasięgu, zimny prysznic z rzecznej, przefiltrowanej wody. Nagrodą za te niewielkie wyrzeczenia jest niesamowite obcowanie z przyrodą, a dźwięki dżungli non stop przyprawiają o dreszcze. Nocka w domku bez okien, tylko z moskitierą, to fantastyczne przeżycie, bo właśnie wtedy las daje o sobie znać najbardziej. Nie zapomnimy tego nigdy!
Późnym porankiem, typową dla regionu łódką popłynęliśmy wędkować na płycizny ? Piranie łowi się na żyłkę z haczykiem, a przynętą jest świeża sardynka ? Trzeba uderzyć w wodę, gdyż to wzbudza ich zainteresowanie. Osobniki różnią się kolorem w zależności od płci. Zębiska mają ostre jak brzytwa, a smakują jak inne ryby. Oboje złowiliśmy po sztuce i…wsunęliśmy na obiad ?